Oglądanie bajek przez dzieci. Kiedy dziecko staje się “homo tabletis”?

 

Dziś dotykam tematu oglądania czegokolwiek przez dzieci. Ponieważ często rekomenduję sprawdzone przez nas bajki i teledyski w języku angielskim, czuję, że jestem powinnam zabrać głos w tej żywej dyskusji na temat czasu ekranowego dzieci. A jesienna aura i ciemne popołudnia sprzyjają tego typu rozrywkom, więc temat jest na czasie. 

 

„Współczuję pani dzieciom, są uzależnione!” – o moich dzieciach pisze obca kobieta…

W jednej, bardzo licznej grupie na Facebooku, skupiającej rodziców zainteresowanych edukacją domową, pewna kobieta zadała pytanie. Dotyczyło ono sposobów na przedłużenie sobie poranka. Wyjaśniła, że jest typem sowy i nie umie sobie poradzić z porannym zmęczeniem, a ma pod opieką dwoje dzieci. Szukała pomysłów na zajęcie ich czymś o poranku, żeby jeszcze chwilę mogła dospać.  Pisała, że pozwala na oglądanie bajek. Wysłałam pytającej link do wpisu o naszych ulubionych angielskich bajkach. Dodałam komentarz, że może spróbować „upiec dwie pieczenie na jednym ogniu”, czyli jeśli już decyduje się na puszczanie dzieciom bajek, to może warto wybrać im te bajki za pomocą określonych kryteriów (może właśnie pomocne w nauce angielskiego). Jak się pewnie domyślacie, niektórzy  “idealni rodzice” skrytykowali autorkę pytania, wiedząc jedynie to, że jest typem sowy i ma dwójkę dzieci.

Inna komentująca pani zadała mi pytanie w jakim wieku są moje dzieci, a ja ucieszona i wciąż wierząca w ludzką życzliwość, podałam wiek dzieci, myśląc, że kobieta zainteresowała się moim blogiem. W odpowiedzi dostałam komentarz:

„To współczuję pani dzieciom. Są uzależnione”.

Owa pani mówiła o uzależnieniu od bajek i oglądania. Poradziła mi przeczytać pewną książkę, którą… uwaga.. znam! Pomyślałam: „O nie! Nie znam kobiety, ale widocznie ona mnie doskonale zna, może ma jakiś ukryty monitoring u mnie w domu, skoro ocenia i diagnozuje. Może mam styczność z samym Wszechwiedzącym Bogiem w osobie tej pani? Muszę coś odpowiedzieć, nie mogę pozwolić sobie, żeby ktoś wyrokował na podstawie jednego zdania”

Przedstawiłam się tej pani, napisałam jakie mam doświadczenie w pracy z dziećmi, wykształcenie, oraz, że na  edukacji dziecka znam się naprawdę dobrze. Dodałam jeszcze zdanie:

„Pani współczuje moim dzieciom? A ja życzę wszystkim dzieciom na świecie, żebym miały takich oddanych i zaangażowanych rodziców, jakich mają moje dzieci”.

Z trudem piszę takie komentarze, bo jestem raczej krytyczna i bardzo wymagająca wobec samej siebie, ale potrzebowałam się trochę wybronić. W końcu moje ostatnie zainteresowania kinowe sprowadzają się wyłącznie do tych dziecięcych bajek, poświęciłam swoje upodobania, właśnie na rzecz dobrych wyborów dla dzieci. 

W efekcie pani mnie przeprosiła za pochopną ocenę. Ja także przeprosiłam, jeśli w jakiś sposób poczuła się zaatakowana, dodałam, że jestem wyczulona na publiczną ocenę dokonywaną przez nieznajomych, zupełnie bezpodstawnie. Mnie uczono i czuję to, że jak mam do kogoś zastrzeżenia, to rozmawiam z nim w cztery oczy (w wirtualnym świecie piszę prywatną wiadomość), a nie wylewam „pomyje” i swoje frustracje na forum. Uważam takie zachowanie za marny sposób na dowartościowanie swojego ego…

 

Temat ciągle aktualny

Ta dyskusja skłoniła mnie do ponownego pochylenia się nad tematem ekspozycji dziecka na bajki w TV, na tablecie, czy komputerze. Generalnie styczności dziecka z jakimkolwiek ekranem. 

Podjęłam już ten temat przedstawiając bardzo subiektywny punkt widzenia we wpisie na blogu (klik). Wtedy widziałam, to trochę inaczej, bo był to bardzo trudny czas w naszym domu. Wówczas często ratowałam się bajkami, bo w I trymestrze drugiej ciąży czułam się fatalnie i nie byłam w stanie zająć się dwulatkiem, nawet nie byłam w stanie zająć się sobą. Dziś patrzę na to bardziej na chłodno i z innej perspektywy – mamy dwójki malutkich dzieci.

Jak bumerang wraca temat ekspozycji dziecka na bajki i filmy w TV i na innych ekranach (komputery, tablety, smartphony). Czy to w grupach w sieci, czy w rodzinnych rozmowach. Fakt, jest taki, że o tym się mówi dość często. Ewidentnie coś jest na rzeczy.

Moje wpisy o anglojęzycznych bajkach, które wspomagają naukę języka, cieszą się dużą popularnością. W przygotowaniu jest kolejny. 

Tutaj macie je zebrane razem:

  1. Najlepsze bajki po angielsku
  2. Bajki o pojazdach
  3. Bajki po angielsku
  1. The Day Henry Met

Czyli jest to „towar pożądany”. W tym samym czasie, wielu moich rozmówców (wirtualny i w realu) zarzeka się, że nie puszcza dziecku bajek. Większość twierdzi, że przesiadywanie dziecka przed ekranem ma negatywny wpływ na jego rozwój i po prostu tego nie robią. Zamiast „tępego” oglądania rodzic dostarcza dziecku bardziej wysublimowane rozrywki, od zwykłego czytania po zabawy sensoryczne.

 

Yhy, tak… a mi kaktus rośnie na dłoni!

Jakoś dziwnym trafem, zdarza mi się czasem z zaskoczenia wejść do kogoś do domu, bo jestem w pobliżu i widzę dziecko jednak siedzi przed TV. Czasem rozmawiam z dziadkami wypytując o wnusia i od nich dowiaduję się, że lubi oglądać taką i taką bajkę, podczas gdy rodzice twierdzą, że nie ogląda wcale. Nagle dzieci, które teoretycznie nie oglądają bajek interesują się bohaterami znanych kreskówek. Czy to tylko wpływ rówieśników? Nie każdy 2- 3 latek ma kontakt z rówieśnikami, a bajkowych bohaterów rozpoznaje. Ups… ktoś tu chyba ściemnia.

Przyznaj szczerze, tak tylko przed sobą, czytając ten wpis.

Twoje dziecko nie ogląda bajek? Nigdy?

Uważam, że taka postawa to nie tylko kwestia wiedzy i świadomości, ale też mody! Mody i presji na bycie idealnym rodzicem. To też kwestia obawy przed krytyką, zwłaszcza tą od wszechwiedzących, idealnych rodziców. Przed krytyką za naszymi plecami i w świecie wirtualnym, który dodaje hejterom odwagi.

 

Dlaczego przesiadywanie dziecka przed ekranem jest takie złe?

Bo w nadmiernych ilościach jest szkodliwe. To tak jak picie alkoholu. Za duże ilości i zbyt częste spożywanie alkoholu szkodzi zdrowiu. To dla nas oczywiste.  Jednak czasem, niewielka ilość alkoholu nie zaszkodzi. Mam na myśli np. lampkę wina, czasami do obiadu. Podobnie jest z oglądaniem bajek przez dzieci. Początkowo chciałam Wam tu w punktach wypisać argumenty z dziedziny pedagogiki, psychologii, neurologii itd.. Trafiłam jednak na kilka bardzo ciekawych i merytorycznie dobrych artykułów naukowych na ten temat. Odnośniki do nich podaje na końcu wpisu. A tak na mój zdrowy (mam nadzieję) rozum, mamy – pedagoga, to wydaje mi się, że sami wiecie, co w tym temacie jest nie tak.

Takie zwykłe oglądanie – przesiadywanie przed ekranem nie sprzyja naturalnej, dziecięcej potrzebie ruchu, kształtuje w dziecku bierność i postawę odtwórczą.

Przed ekranem dziecko spędza czas statycznie i niekonstruktywnie.

Biernie odbiera treści zamiast je tworzyć. 

Siedzi, a nie rusza się (choć czasem, gdy dziecko jest hiperaktywne, dobrze, by chwilę posiedziało spokojnie).

Małe dziecko ma małą zdolność skupienia uwagi.

W zależności od wieku, zdolność skupienia uwagi dziecka jest różna, im młodsze dziecko, tym krócej jest w stanie skupić uwagę.

Dlatego właśnie np. zajęcia z angielskiego w grupach przedszkolnych trwają max. 30 min, a nauczyciele zgodnie twierdzą, że „nauki” jest zwykle 15 minut. Jesteśmy niepoprawnymi optymistami twierdząc, że godzina oglądania edukacyjnej bajki = godzinie nauki.

Nie bez przyczyny twórcy bajek, o których pisałam projektują odcinki na ok 15 minut. Zauważyliście to? Przecież te produkcje są robione przez sztab ludzi i konsultowane ze specjalistami. Kolorowe, często jaskrawe i ruchome obrazy, do tego dźwięki to wiele bodźców, z którymi małe dziecko często nie potrafi sobie samo poradzić.

 

Nie mamy TV

U nas nie ma telewizora, tzn. nie ma go w salonie, jak to zwykło bywać w wielu domach znanych mi w dzieciństwie i młodości. Nie zajmuje centralnego miejsca w domu i nie jest ołtarzem spotkań. Mały telewizorek wisi w naszej sypialni i się kurzy, bo nie mamy wykupionego żadnego pakietu programów. TV jest często wyłączony z prądu, a pilot schowany gdzieś w pościeli. Wersja dla dziecka: „pilot zginął, TV się popsuł”. To wszystko zabieg celowy, TV nie wisi w salonie, żeby nikomu z domowników nie chciało się puszczać go w tle codziennych czynności. Od takiego tam puszczania w tle, do zagapienia się na godziny dzieli nas tylko krok, tylko chwila. Wiem o czym mówię, mam tak z telefonem. sięgam po telefon, żeby sprawdzić coś w kalendarzu i mija mi pół godziny na scrollowaniu Instagrama!  W sypialni przebywamy rzadko, raczej tylko w nocy – zgodnie z przeznaczeniem. Czasem w okresie choroby, wówczas TV bardzo się tam przydaje. Dzieci są tam jeszcze rzadziej, więc naturalnie dostęp do TV jest ograniczony. Wisi on tam właśnie po to, żeby chorujący nie został sam ze swoimi myślami w czasie niedoli.

Nasze dzieci kojarzą tablet i komputer z bajkami.. Choć wiedzą, że na tym sprzęcie też się pracuje i nie zawsze można go wykorzystać w celu oglądania bajek. Dzieciaki oglądają bajki w większości po angielsku i wybrane przez rodziców (mające naszym zdaniem wartość edukacyjną, ale i rozrywkową oczywiście). Zaintrygowały mnie te magiczne granice poparte badaniami naukowymi.

Najlepiej, by dziecko nie korzystało wcale z tabletu, czy smartfona przed ukończeniem 2 roku życia, po 2 roku życia optymalny czas jednorazowego oglądania bajki to 15 minut, a dobowego to łącznie 30 minut.

Dlaczego tak jest? Skąd te granice i jakie są potencjalne konsekwencje nieprzestrzegania powyższych zasad? Odpowiedzi udzieli rewelacyjna, moim zdaniem,  kampania społeczna MAMA TATA TABLET, z której zaczerpnęłam tytułowe “homo tabletis“.

Komu nie chce się zaglądać na stronę kampanii, może zmieni zdanie po obejrzeniu tego filmiku:

https://www.youtube.com/watch?v=YmX20QCtBvw

A tu znajdziecie rewelacyjny wywiad z prof. Edytą Gruszczyk – Kolczyńską, która zna się na rzeczy jak mało kto. Dodałabym od siebie jeden komentarz do tego wywiadu.

Ważna jest jakość czasu dziecka. Jeśli pozostawione jest samo sobie z tabletem w ręce, to rzeczywiście jest źle. Ale, jeżeli korzysta z tego sprzętu z rodzicem, oglądają zdjęcia, poszukują informacji, oglądają razem krótką bajkę śmiejąc się przy tym i rozmawiając, to nie widzę w tym nic złego. Wszak chodzi tu o interakcje z rodzicem, oby takich było jak najwięcej.

Tego Tobie i sobie życzę :)!

Już na sam koniec przyznam szczerze: moje dzieciaki oglądają bajki i piosenki z teledyskami, dokładam jednak wszelkich starań, żeby były to dobre jakościowo materiały, to mi się udaje. Gorzej z zalecanym czasem, niestety zdarza mi się czasem go przekroczyć. Bardzo mnie ciekawi Twój punkt widzenia i będę wdzięczna, jeśli wyrazisz swoją opinię w komentarzu. 

Zachęcam Cię do zapisania się do mojego newslettera (każdy subskrybent dostaje darmowego ebooka na temat bajek do nauki angielskiego) oraz do dołączenia do grupy Uczę swoje dziecko angielskiego. Zapraszam do polubienia fanpage Bilikid na Facebooku, obserwowania nas na Instagramie i subskrybowania naszego vloga na YouTube oraz uśmiechania się z nami na TikToku. Jeśli spodobał Ci się ten wpis i uważasz, że warto go przeczytać, będę bardzo wdzięczna jeżeli wyrazisz to w komentarzu, dasz like lub udostępnisz. 

 

Wszystkie treści na blogu i w social mediach są darmowe. To rezultat mojej ciężkiej pracy, wynikającej wielkiej pasji. Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz odwiedzić mój sklep i zdecydujesz się na zakup oferowanych produktów. Dzięki temu zarówno blog, jak i ja możemy się rozwijać! 

 

Jeżeli treści, które publikuję i moje pomysły są dla Ciebie inspiracją do stworzenia czegoś innego i opublikowania w Twoim miejscu w sieci, nie zapomnij podać linka do mojej strony jako źródła Twojej inspiracji. Twórco internetowy – pamiętaj, że kopiowanie treści bez podania źródła jest niezgodne z prawem.

 

Pozdrawiam,

Paulina




Udostępnij post