Dziś piszę o znanych i lubianych zabawkach interaktywnych w kontekście nabywania języków obcych przez najmłodsze dzieci. Postaram się odpowiedzieć na pytanie: Czy one są niezbędne w procesie przyswajania języka angielskiego przez zabawę? A może świetnie sobie bez nich poradzimy? Zapraszam.
Od sceptycyzmu do entuzjazmu
Przyznam szczerze, że byłam negatywnie nastawiona do tzw. interaktywnych zabawek edukacyjnych. Wiele z nich wydawało mi się zbędnymi gadżetami w dziecięcym pokoiku. Jeszcze przed narodzinami pierwszego synka (w 2015 roku), snułam idealistyczne wizje wychowania zgodnie z założeniami slow life, metodyki Montessori i w duchu nieograniczonej kreatywności i swobody twórczej. Konkretyzując te myśli, po prostu chciałam, by moje dzieci były otoczone wyłączni drewnianymi zabawkami, ręcznie robionymi gadżetami i eko – zabawkami kreatywnymi. Tak było do czasu, aż się dziecko nie urodziło. Po narodzeniu pierwszego wnusia moich i męża rodziców, oraz pierwszego dziecka w najbliższej rodzinie i kręgu przyjaciół zostaliśmy zasypami prezentami! To bardzo, bardzo miłe! Wzruszały mnie chwile, gdy odpakowywaliśmy kolejne paczki z sercem przygotowywane przez naszych bliskich. Wśród prezentów znalazły się także zabawki interaktywne: świecące, grające, wykonane z plastiku… I może w tym momencie nie będzie to poprawne, ale przyznam, że wtedy nie byłam zachwycona. Zastanawiałam się jaką wartość edukacyjną mają zabawki, które dotknięte przez przypadek wydają z siebie jakiś dźwięk, melodię czy migają światłem? Wówczas myślałam, że żadną… Byłam bardzo sceptycznie nastawiona. Do czasu…
Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia
W konfrontacji z prawdziwym życiem, utratą entuzjazmu i sił wychowawczych, zaczęłam się trochę przekonywać do interaktywnych zabawek edukacyjnych. Zmieniłam optykę! (to sprawa o której już chwilę mówiłam w czasie relacji live na temat działania dzieci na moim profilu Bilikid na Facebooku) Przecież ja dotychczas patrzyłam na sprawę zabawek edukacyjnych jako osoba, która na co dzień ma do czynienia z dziećmi, zabawkami, pomieszczeniami przedszkolnymi i szkolnymi. To znacznie wpływa na perspektywę postrzegania rzeczywistości. Jakiś czas na studiach był także poświęcony temu zagadnieniu. Nie byłam taka zupełnie nowa w tym temacie, choć byłam świeżo upieczoną mamą. Pedagogiczne studnia kładą mocny nacisk na indywidualizacje i kształtowanie w wychowankach swobody twórczej i kreatywności. Nie widziałam w tych założeniach miejsca na tego typu zabawki.
A po jakimś czasie siedzi się na innym miejscu i widzi coś innego!
Z biegiem czasu moje dziecko rosło, zmieniało sposób zabawy, powstał blog, rozrastał się i także szybko się zmieniał. W jednym z moich pierwszych live’ów na Facebooku na profilu Bilikid, poruszałam temat rozpoczęcia anglojęzycznej przygody z własnym dzieckiem w domu. Zadedykowałam go rodzicom dzieci w wieku od 0 do ok. 8 -9 lat. Podawałam i opisywałam różne sposoby na rozpoczęcie i włącznie angielskiej komunikacji rodzica z dzieckiem w codzienne życie. Jednym z nich było ustalenie zabawek, które rozumieją tylko język angielski. Pisząc „rozumieją” mam na myśli tę magiczną wyobraźnię dziecka, która nadaje przedmiotom życie. To taki stary nauczycielski sposób na pacynkę, którą zakłada się na rękę, przedstawia klasie i mówi, że ona rozumie tylko język angielski. Dzieci w to wierzą! To działa! Sprawdziłam nie raz. To właśnie w takim przypadku, nam rodzicom przydają się zabawki interaktywne, najlepiej takie mówiące i śpiewające po angielsku.
Może ja ich nie potrzebuję tak jak inna mama, która chce wziąć edukację językową dziecka w swoje ręce. Przecież nie każda mama jest pedagogiem i nie każda dobrze zna angielski.
Edukacyjna zabawka interaktywna jak łyżka do zupy 🙂
W kontekście nauczania języka angielskiego dzieci, zabawka edukacyjna ma być narzędziem w naszych rękach. Pomocą, która przypomni nam o anglojęzycznej komunikacji i zachęci do zabawy w obcym języku. Może wówczas, ten obcy język będzie dla naszych dzieci bardziej swój niż obcy!
Użycie interaktywnych zabawek edukacyjnych porównałabym do jedzenia zupy łyżką. W naszym kręgu kulturowym przyjęło się, że jadamy zupę za pomocą łyżki. Jest to wygodne, estetyczne i efektywne. Jednak możemy sobie jakoś poradzić bez łyżki i po prostu wypić zupę prosto z miski. Podobnie jest z pomocami do nauki języka obcego, w tym z interaktywnymi zabawkami edukacyjnymi. One są takimi łyżkami, a nauka przez zabawę jest taką właśnie zupą. Łatwiej z ich pomocą bawić się po angielsku, ale bez nich też można się czegoś w tej zabawie nauczyć.
Najistotniejszym aspektem używania takich zabawek jest, by nie przerzucać na nie całej odpowiedzialności za edukację językową dziecka. Rodzicu! Taka zabawka ma być narzędziem w Twoich rękach! Mimo, że ona mówi, śpiewa i świeci, to i tak potrzeba Twojej obecności, to dzięki Twoim interakcjom w języku obcym dziecko widzi i uczy się przez przykład. Więc tak de facto to Ty musisz pokazać swojemu maleństwo jak się mądrze bawić! Wszystko w Twoich rekach.
Feedback od rodziców
We wrześniu miałam przyjemność występować w roli eksperta od edukacji językowej małych dzieci w czasie zajęć z takowymi zabawkami. To wydarzenie wspominam bardzo miło. Nie dość, że miałam okazję pobawić się z dziećmi po angielsku, to jeszcze sama czegoś się nauczyłam. Największą lekcją dla mnie jest to, że my – rodzicie jesteśmy od siebie bardzo różni. I tak jak ja myślałam, że interaktywne zabawki edukacyjne są zupełnie niepotrzebne, tak inni rodzice działają właśnie dzięki takowym. Na dowód tego załączam Wam treść wiadomości, która otrzymałam po warsztatach od jednej z mam:
„Czuję się bardzo zmotywowana tym spotkaniem
i dziś wieczorem udało mi się chwilę mówić do Synka po angielsku podczas zabawy misiem”.
Anna M.
I właśnie o to chodzi! Nawet najdroższa, najbardziej interaktywna zabawka świata, która będzie znała sto języków obcych i miała wgrane tysiąc ciekawych zadań, nie zastąpi kontaktu w zabawie z żywą osobą, która się najbardziej kocha – czyli z rodzicem. Zabawki są czasem potrzebne bardziej nam, rodzicom, właśnie po to by się zmotywować i działać. Większość rodziców, z którymi rozmawiam ma problem z rozpoczęciem takiej anglojęzycznej komunikacji z dzieckiem.
Interaktywne , edukacyjne zabawki językowe mogą być taką iskierką, która rozpali ogień :D, motywatorem, czy lodołamaczem by zacząć bawić się i rozmawiać po angielsku. W myśl zasady „włączamy angielski w zabawce i u siebie”!
Kto się zgadza? Kto myśli podobnie? A może wręcz przeciwnie? Nie wahaj się wyrazić swojej opinii? Pogadajmy! Let’s talk!
Pozdrawiam,
Paulina
Zachęcam Cię do zapisania się do mojego newslettera (każdy subskrybent dostaje darmowego ebooka na temat bajek do nauki angielskiego) oraz do dołączenia do grupy Uczę swoje dziecko angielskiego. Zapraszam do polubienia fanpage Bilikid na Facebooku, obserwowania nas na Instagramie i subskrybowania naszego vloga na YouTube oraz uśmiechania się z nami na TikToku. Jeśli spodobał Ci się ten wpis i uważasz, że warto go przeczytać, będę bardzo wdzięczna jeżeli wyrazisz to w komentarzu, dasz like lub udostępnisz.
Wszystkie treści na blogu i w social mediach są darmowe. To rezultat mojej ciężkiej pracy, wynikającej wielkiej pasji. Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz odwiedzić mój sklep i zdecydujesz się na zakup oferowanych produktów. Dzięki temu zarówno blog, jak i ja możemy się rozwijać!
Jeżeli treści, które publikuję i moje pomysły są dla Ciebie inspiracją do stworzenia czegoś innego i opublikowania w Twoim miejscu w sieci, nie zapomnij podać linka do mojej strony jako źródła Twojej inspiracji. Twórco internetowy – pamiętaj, że kopiowanie treści bez podania źródła jest niezgodne z prawem.