Moje dziecko nie chce już angielskiego… :(

Happy Birthday to you!

Jesteśmy po urodzinowym weekendzie. Świętowaliśmy 3. urodziny naszego Synka!Było kinder party. Był tort i gofry, były śpiewy „Sto Lat” i „Happy Birthday”, była Peppa Pig i inni bohaterowie bajki (oglądamy ją wyłącznie po angielsku), był nawet Blippi i śpiewy o traktorach. Jeśli kogoś interesuje wspomaganie nauki języka angielskiego za pomocą bajek, to te dwie bardzo polecam i odsyłam do wpisu na ich temat -> klik. Były także czary, które działały tylko na anglojęzyczne zaklęcia oraz wielkie bańki mydlane i nocne kino w biały dzień. To były właśnie urodzinowe atrakcje dla dzieci, które staraliśmy się zapewnić najlepiej jak potrafiliśmy. Podczas gdy dzieci się bawiły, mnie przelatywały przez głowę różne myśli.

Refleksje

Są w życiu takie chwile, które nas zatrzymują w codziennym pędzie. Dla mnie to urodziny mojego dziecka. W tym roku (2018), świętowaliśmy trzecie urodziny naszego starszego Synka. Przed nami świętowanie pierwszych urodzin młodszego i kolejna okazja do refleksji. Rok temu, przy okazji urodzinek dziecka, rozmyślałam trochę nad tzw. samorealizacją (możecie o tym przeczytać tu -> klik). W tym roku naszła mnie refleksja bardziej związana z językiem angielskim widzianym z perspektywy dziecka. Stało się tak dlatego, że mój trzylatek już od kilku dobrych miesięcy pięknie mówi w obu językach (polskim i angielskim) i jak to często określają dorośli: „Można się z nim dogadać”. Jesteście ciekawi co moje dziecko powiedziało na temat nauki angielskiego jeszcze przed swoimi trzecimi urodzinami? Mam nadzieję, że tak. No to Wam opowiem.

Nasza strategia wprowadzania angielskiego w codzienność

Z biegiem czasu i wraz z rozwojem wydarzeń oraz zgodnie z kierunkiem, w którym zmierza blog, przeszłam od tematów typowo o dwujęzyczności zamierzonej do wczesnej nauki języka obcego w domu oraz stwarzania okazji do kontaktu z językiem obcym od urodzenia. Zdałam sobie sprawę, że dwujęzyczność, właśnie ta prowadzona przez polskojęzycznych rodziców jest często kojarzona z karkołomnym, a wręcz niemożliwym zadaniem. W rzeczywistości tak nie jest, bo znam wiele polskich rodzin, które podjęły się wychowania dwujęzycznego z powodzeniem. Trudno jest spotykać takie rodziny  na co dzień: w sklepie, na placu zabaw, czy w sąsiedztwie. Najczęściej o nich czytamy w internecie, i wydają nam się jacyś dalecy, nieosiągalni i idealni. Zdaję sobie sprawę, że nasza rodzina może być też tak odbierana. Czuję to czasem, gdy spotykam się z komentarzami, które niby są pochwałą, ale balansują na granicy sarkazmu. Nauczyłam się już puszczać to mimo uszu. Idealni nie jesteśmy na pewno. Dwujęzyczni też nie. Ale staramy się na ile możemy ten angielski dzieciom wplatać w codzienność.
U nas w domu sytuacja językowa żyje własnym życiem. Na początku (czyli, gdy synek miał rok, aż do czasu wyraźnego rozwoju mowy – ok. 2 roku życia) wyłącznie ja (mama) sterowałam sytuacją językową. Ustaliłam sobie, że w czasie „sam na sam z dzieckiem” będę mówiła po angielsku, poza tym czasem także ja prowokowałam śpiewanie i słuchanie angielskich piosenek, ja wybierałam anglojęzyczne bajki i ja czytałam angielskie książeczki. Tata był bardziej odpowiedzialny za polskojęzyczną literaturę dla dzieci, piosenki ale nie unikał języka angielskiego w kontaktach z dzieckiem. Nie prowokował jednak takich sytuacji, tylko na nie odpowiadał, Gdy synek domagał się angielskich piosenek, to je razem śpiewali, a gdy podawał anglojęzyczną książeczkę, to oczywiście Mu ją czytał.

Dwuletni kierownik

Wiele razy słyszałam pytanie o strategię wprowadzania języka angielskiego w naszej rodzinie. Na początku odpowiadałam, że jest to „sam na sam z mamą po angielsku”, bo raczej tak było. Więcej na temat strategi przeczytacie tu-> klik. Było, dopóki ja wszystko ustalałam sama. Wraz z rozkwitem rozwoju mowy dziecka ok. 2 roku życia, nastąpił zwrot akcji i to Synek wybierał czas i miejsce używania języka angielskiego.Już te nasze angielskie dialogi wyszły poza komfortową strefę „sam na sam”. Od tej pory dostawałam pytania typu „What is this?” ze wskazaniem na jakiś „wihajster” w zatłoczonym tramwaju w godzinach szczytu… Wówczas ratował mnie słownik online w telefonie. Uwierzcie mi jednak, że teraz dowiaduję się ilu słów po polsku nie znam, ilu przeczy nie umiem nazwać. A to niespodzianka!
W wieku około 2,5 lat, Synek przestał włączać tatę w anglojęzyczne kontakty. Myślę, że w Jego głowie wytworzył się schemat: mama – ten inny język i ten, co wszyscy, tata – ten język co wszyscy. Od tego czasu angielskie dialogi miały miejsce prawie wyłącznie między nami.

Wyraźny podział

Pewnego wieczoru, myślę, że było zaraz to po osiągnięciu wieku 2,5 lat, wzięłam do ręki książkę obrazkową i zapytałam synka dokładnie tak: „Do you want me to read in English? Czy chcesz, żebym przeczytała po polsku?”, po czym skracałam te komunikaty do „In English or/ czy po polsku?”*
*Jedyny przypadek kiedy w obrębie jednego zdania łączyłam języki.
Pomijając, odpowiedź który język wybrał, stało się wtedy coś przełomowego. Wprowadziłam jasny podział naszych kodów językowych i nazwałam, to co dzieje się w naszym codziennym życiu konkretnymi pojęciami. Przyznam się, że zrobiłam to nieświadomie. Od tego dnia, moje dziecko samo steruje językami, których w danej chwili chce używać. Robi to także w stosunku do mnie i znów budujemy kolejną strategię. Teraz słyszę co chwilę „In English: it is a tree. Po polsku: to jest drzewo.” A zaraz po tym pytania: ” What is this? A po polsku?”  No i przeszliśmy chyba na jakąś strategię tłumaczeniową. Nie do końca to czuję i mam nadzieję, że to taki przejściowy etap. Przez jakieś 2 miesiące cierpliwie odpowiadałam w dwóch językach, jednak teraz zaczynam trochę ściemniać, że nie znam wszystkich wyrażeń po polsku, żeby prowokować więcej tych angielskich dialogów.

„Po polsku proszę!”

Ten komunikat słyszę ostatnio najczęściej. Można wywnioskować, że moje dziecko ma dość angielskiego. Co teraz? Wszystkie moje starania i wyrzeczenia w imię wychowania w towarzystwie języka angielskiego pękły jak bańka mydlana?  Po co ten blog, tyle pracy, pewnie coś robię źle, za mało angielskiego w codziennym życiu, a może za dużo, ja się tak staram, a dziecko i tak woli polski, ale wstyd – co ja teraz napiszę na blogu… itd.
Nie! Jestem spokojna, wiem, że to normalny etap rozwoju. Mam świadomość, że ta mała trzyletnie główka intensywnie pracuje i układa sobie świat. Myślę, że ledwie skończywszy trzy lata, też doszłabym do wniosku, że skoro całe otoczenie mówi po polsku i tylko mama jest jakaś dziwna (czasami tata też), to nie opłaca się w ten dziwny dialog z nimi wchodzić, skoro wszystko da się załatwić po polsku. Proste i logiczne!
Wiem także, że to czas na nowe metody wprowadzania angielskiego, nowe zabawy i aktywności. Dotychczasowe najwyraźniej się już znudziły! A może najwyższy czas na spotkania z anglojęzycznymi rówieśnikami? Może jakieś  eventy w tym języku? Mam kilka pomysłów. Wkraczamy w nowe! Liczę także na Wasze cenne rady 🙂 Nie wahajcie się coś do mnie napisać. Ja przecież też się uczę: angielskiego, macierzyństwa, cierpliwości, po prostu życia!

To i inne piękne zdjęcia urodzinowe wykonał nasz utalentowany sąsiad Adrian Łukaszewicz. Bardzo dziękujemy.

Ups…

W tym wpisie miało być trochę o anglojęzycznych atrakcjach urodzinowych. Jakoś te moje myśli poszły w inną stronę. Wpis o atrakcjach także tworzę. Zdecydowałam jednak, że będzie to osobny temat, bo ostatnio jedna moja Czytelniczka powiedziała, że trochę za długie te posty piszę i nie chce Jej się czytać. Wzięłam sobie tę opinię do serca i staram się skracać.

Pozdrawiam,
Paulina

Zachęcam Cię do zapisania się do mojego newslettera (każdy subskrybent dostaje darmowego ebooka na temat bajek do nauki angielskiego) oraz do dołączenia do grupy Uczę swoje dziecko angielskiego. Zapraszam do polubienia fanpage Bilikid na Facebooku, obserwowania nas na Instagramie i subskrybowania naszego vloga na YouTube oraz uśmiechania się z nami na TikToku. Jeśli spodobał Ci się ten wpis i uważasz, że warto go przeczytać, będę bardzo wdzięczna jeżeli wyrazisz to w komentarzu, dasz like lub udostępnisz. 

Wszystkie treści na blogu i w social mediach są darmowe. To rezultat mojej ciężkiej pracy, wynikającej wielkiej pasji. Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz odwiedzić mój sklep i zdecydujesz się na zakup oferowanych produktów. Dzięki temu zarówno blog, jak i ja możemy się rozwijać! 

Jeżeli treści, które publikuję i moje pomysły są dla Ciebie inspiracją do stworzenia czegoś innego i opublikowania w Twoim miejscu w sieci, nie zapomnij podać linka do mojej strony jako źródła Twojej inspiracji. Twórco internetowy – pamiętaj, że kopiowanie treści bez podania źródła jest niezgodne z prawem. 

Udostępnij post