Jak jedno krótkie zdanie stało się moim mottem na Nowy Rok

Grudzień to było istne szaleństwo. Najpierw przygotowywanie chrztu młodszego synka, potem przygotowywanie świąt, w międzyczasie wyjazd służbowy męża i dwójka maluchów do ogarnięcia! Było co robić. Pomimo mojej strategii przetrwania świątecznego szału i szczerego zamiaru ogarnięcia tematu w listopadzie… nie udało się. Przygotowywaliśmy się do Świąt Bożego Narodzenia aż do upadłego. Upiekliśmy wcześniej pierniki, ale ich malowanie odbyło się w przeddzień wigilii. Tego także dnia zaliczyłam wizytę w zatłoczonym centrum handlowym, bo zabrakło jednego elementu prezentu… i 50 innych bzdur, które akurat były niezbędne (taśma klejąca, kakao, papilotki do babeczek, tabletki do zmywarki i wiele innych…). Że też akurat przed samymi świętami musiały się skończyć… . Same święta udało się jednak celebrować bez internetu i bez bloga. Blog to obraz mojej pasji, ale są granice, nawet jeśli chodzi o hobby, które sprawia przyjemność. W święta właśnie je stawiam i 100% czasu poświęcam człowiekowi w realu.
Po świętach zapowiadała się laba! Mąż miał wolne, więc w mojej głowie błyskawicznie zrodził się pomysł: „On z dzieciakami, a ja będę blogować”. Ten plan szybko zweryfikowało życie. Młodszy synek rozchorował się jeszcze w święta, więc już sami wiecie, że jak 4- miesięczne dziecko choruje, to jest co robić, a starszy dosłownie sprowadził mnie na ziemię jednym zdaniem. Jakim? Znamiennym! Właśnie o tym za chwilę. Najpierw przedstawię kontekst tej wypowiedzi.

Spychologia stosowana

W tym pracowitym grudniu (bo chrzest, bo wyjazdy, bo święta, bo prezenty…. i „pierdyliard” innych ważnych spraw), mój starszy synek miał mniej uwagi niż zazwyczaj Mu poświęcamy. Jak zwykle jednak domagał się zainteresowania i wtedy z pomocą przychodził on… wybawiciel, jedyny sposób na wypicie ciepłej kawy przy dwójce dzieci poniżej 3 roku życia: YouTube!!! i bajeczki online. Podejrzewam, że w wielu głowach pojawiają się teraz krytyczne myśli, że poszłam na łatwiznę, że nie wolno pozwalać na długotrwałe przesiadywanie małego dziecka przed ekranem. Ja to wiem, ale szczerze proszę: „kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem”. Zajmowaczem czasu był uwielbiany przez mojego synka Blippi – taki wesoły pan, który przedstawia dzieciakom różne pojazdy i maszyny budowlane oraz rolnicze i  ciekawe dla dzieci miejsca. Nie do końca jest to bohater w takiej stylistyce, która mi odpowiada, ale cóż, aż tak dziecku nie mogę narzucać moich przekonań estetycznych. No i zupełnie szczerze przyznaję, często korzystaliśmy z pomocy Blippiego, choć ciągle nie jestem zwolenniczką sadzania dzieci przed monitorem na długie godziny. Pisałam więcej na ten temat  w odrębnym poście (klik). Jak się pewnie domyślacie, dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Pomyślałam wtedy, że wynagrodzę Mu to po świętach. Będę się więcej z Nim bawiła, nadrobię zaniedbany w przedświątecznej gonitwie angielski (Tak! przyznaję się, zaniedbałam …). Siłą rzeczy, zaniedbałam bloga, ale mocno postanowiłam poświęcić maximum czasu rodzinie.

„Mummy! Stop!”

Któregoś ranka, chyba przedwczoraj, mój 2,5-letni synek postawił mnie do pionu jednym zdaniem i to wypowiedzianym po angielsku. Zapytałam Go, w co chce się bawić, coś mi na szybko odpowiedział i nie do końca wiedziałam o co Mu chodzi. Chwyciłam pewną zabawkę, jak się okazało, nie tą, którą On miał na myśli i nagle przystanął, spojrzał na mnie wymownie i zdecydowanym głośnym tonem powiedział:

No Mummy! Stop!

First things first!

Now, come on, let’s go!

I rozpoczął marsz w stronę swojego pokoju i dawał wyraźnie znać, ze chce żebym Go naśladowała. Najpierw był marsz, potem dwa uderzenia w fotel, później trucht z rękami w górze i inne tego typu aktywności. Cieszył się z tej zabawy, jakby była to zabawa marzeń, a było to zwykłe naśladowanie ruchów, ale ze 100% mojej uwagi i zaangażowania. Naszły mnie wtedy dwie bardzo ważne refleksje.

Pierwsza, że na prawdę nic nie zastąpi dziecku czasu ze mną i mojego zaangażowania, nawet najfajniejsze zabawki, książki, czy ulubione bajki.Niby banał, ale muszę sobie o tym przypomnieć co jakiś czas, gdy zatracam się w jakiejś aktywności. Po prostu „first things first” – rodzina na pierwszym miejscu.

A druga refleksja jest taka, że nie taki Blippi straszny jak go malują – czyli nie takie złe te bajki. Jeśli już dziecko ma coś samo oglądać, to niech będą to wartościowe rzeczy, z których może się czegoś nauczyć. O takich właśnie bajkach do nauki języka angielskiego pisałam już nie raz (klik). Bo zdanie które wypowiedział do mnie Karolek, jest właśnie z odcinków, które tworzy Blippi. Ja nawet raz nie wypowiedziałam takiego zdania do mojego synka. Jedynie Blippi mógł tego nauczyć. Dla mnie wypowiedź Mummy! Stop! First things first!  Now, come on, let’s go! ,użyta w dobrym kontekście, przez 2,5- letnie dziecko, które nie ma native speakera w rodzinie, czy rodzica stosującego strategię OPOL, to ogromny sukces.

Tym właśnie sukcesem mojego pierworodnego kończę ten rok i zaczynam nowy. Mam już motto i postanowienie na ten Nowy Rok: First things first

Tajemnica

Myślałam, by ten kończący się rok podsumować, bo wiele zdarzyło się w moim życiu i na blogu, który częścią tego życia jest. Nawet już spisywałam taką listę, ale zastanowiłam się po co? Nie umiałam konkretnie odpowiedzieć na to pytanie. Zdarzyło się bardzo wiele, w tym wiele dobrego. Dużo jeszcze będzie się działo, oby tylko dobrze.To przed nami. W sumie tylko cyferka w dacie się zmienia od jutra, a życie toczy się dalej.  Mnóstwo działań, które podjęłam w minionym roku będzie miało swoje skutki w nadchodzącym. Zatem, zachęcam do śledzenia bloga, bo szykuję w tym roku coś naprawdę extra! Coś, czego się sama nie spodziewałam, jestem przekonana, że Wy też nie. Jestem bardzo podekscytowana i więcej już nic nie powiem… Tajemnica 🙂

Na koniec przyjmijcie proszę ode mnie życzenia na cały Nowy Rok:

Życzę Wam (i sobie także),
żebyście w tym nadchodzącym roku
zawsze mieli czas dla swoich bliskich.
Żebyście potrafili mądrze przyjąć i wykorzystać wszystko,
co Was spotka w najbliższej przyszłości.
Waszym dzieciakom życzę samej radości z angielskich zabaw!
Ich radość to Wasza radość!
Dobrego i radosnego roku 2018

Udanej zabawy sylwestrowej!

Paulina

Zachęcam Cię do zapisania się do mojego newslettera (każdy subskrybent dostaje darmowego ebooka na temat bajek do nauki angielskiego) oraz do dołączenia do grupy Uczę swoje dziecko angielskiego. Zapraszam do polubienia fanpage Bilikid na Facebooku, obserwowania nas na Instagramie i subskrybowania naszego vloga na YouTube oraz uśmiechania się z nami na TikToku. Jeśli spodobał Ci się ten wpis i uważasz, że warto go przeczytać, będę bardzo wdzięczna jeżeli wyrazisz to w komentarzu, dasz like lub udostępnisz. 

Wszystkie treści na blogu i w social mediach są darmowe. To rezultat mojej ciężkiej pracy, wynikającej wielkiej pasji. Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz odwiedzić mój sklep i zdecydujesz się na zakup oferowanych produktów. Dzięki temu zarówno blog, jak i ja możemy się rozwijać! 

Jeżeli treści, które publikuję i moje pomysły są dla Ciebie inspiracją do stworzenia czegoś innego i opublikowania w Twoim miejscu w sieci, nie zapomnij podać linka do mojej strony jako źródła Twojej inspiracji. Twórco internetowy – pamiętaj, że kopiowanie treści bez podania źródła jest niezgodne z prawem. 

Zdjęcie: Marzena Matkowska Fotografia

Udostępnij post