Bilikid okiem faceta – czyli Bilitata co jakiś czas pisze coś od siebie!

Na wstępie, BARDZO dziękuję za wszystkie miłe słowa, komentarze i like’i po moim ostatnim poście. Szczerze, nie spodziewałem się, że odbiór będzie tak pozytywny! Skoro tak się podobało, to będę tu coś wrzucał raz na jakiś czas 😉. Sami tego chcieliście! 😊

Razem raźniej!

W poprzednim poście wspomniałem, że wszelkie próby nauki dziecka angielskiego, stają się niesamowicie trudne, wręcz niemożliwe, jeżeli nie ma współpracy i wzajemnego wsparcia pomiędzy rodzicami. To jest właśnie clue wszystkiego, that’s the point 😉! Nie wyobrażam sobie, aby było to „wdrażane” jednostronnie. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że u niektórych z Was może tak być i tu chylę czoła, że dajecie radę! Nie chcę generalizować, ale z obserwacji moich wynika, że niestety, ale to mężczyźni często są sceptyczne nastawieni do tego, aby dziecko uczyć angielskiego od urodzenia. Zwykle są oni bierni w tym, nie przykładają do tego swojej ręki, a wręcz czasem pukają się w czoło krytykując swoją żonę, partnerkę. Ja nie mówię, że jestem idealny, bo często mi się nie chce. Podejrzewam, że gdyby nie Paulina, to sam nigdy nie podjąłbym się nauczania Karolka angielskiego. Jest jednak pewna zasada, której zawsze się trzymam – jak już w coś wchodzimy w naszej rodzinie, to wchodzimy w to RAZEM. Po co? A no po to, żeby RAZEM przeżywać porażki i RAZEM przeżywać sukcesy.

Good job!

Kilka dni temu Karolek sam policzył do 10 po angielsku! To było niesamowite uczucie. Nasza praca owocuje. I wiecie co tutaj jest najistotniejsze? Że tego sukcesu nie da się przypisać do konkretnej osoby, bo to nasz WSPÓLNY sukces, bo i Paulina i ja uczyliśmy go tego od pewnego czasu. Paulina stworzyła nawet specjalny, tygodniowy plan pracy z własnym dzieckiem w domu. Kto, jeszcze nie wie o co chodzi, polecam zerknąć do zakładki BiliWeek na blogu, lub po prostu kliknąć w zdanie powyżej, a szybko Was przekieruje. Plan ten jest bardzo elastyczny i w każdej chwili można do niego dołączyć. Startowy tydzień tego był skupiony właśnie na liczeniu po angielsku.  No i udało się! Nasz synek sam liczy do 10 po angielsku, a nie miał jeszcze drugich urodzin! Chcieliśmy to nagrać i Wam pokazać, ale Karolek to typ przekorny i jak zaczynamy nagrywać, to nagle „zapomina” co jest po „one” 😉. Musicie więc nam wierzyć na słowo 😉. Ja mam ciągle nadzieję, że uda się to uwiecznić. Mamy kilku świadków tego osiągnięcia, mam nadzieję, że potwierdzą w komentarzu, że nie ściemiam 🙂

Mały apel do facetów

Nie chcę tutaj mówić jakiś umoralniających tekstów, ale BŁAGAM, mężowie, ojcowie, wspierajcie matki swoich dzieci! Nawet jak wydaje Wam się, że to wszystko fanaberia, nawet jak Wam się totalnie nie chce – bądźcie RAZEM z nimi. Bo tylko wspólna praca przyniesie efekty, które będą dawały Wam obojgu satysfakcję.

Ok, tyle tytułem przydługawego już wstępu 😉. Wybaczcie mi, ale musiałem rozwinąć wątek, który poruszyłem ostatnio. Od następnego wpisu będzie trochę konkretniej. Pokażę Wam jak ja spędzam czas ze swoim synkiem i jak ja, nie-anglista, uczę go angielskiego od urodzenia 😉. W takim razie, do następnego! Póki co, przekazuję głos swojej Żonie 😉.

 

Jeśli spodobał Ci się ten wpis i uważasz, że warto go przeczytać, będziemy bardzo wdzięczni jeśli wyrazisz to w komentarzu, dasz like lub nawet udostępnisz :).

Zapraszamy także do polubienia naszego fan page na Facebooku, obserwowania nas na Instagramie czy YouTube.

#bilitata

Filip

Udostępnij post