Kochani!
Wasze komentarze i wiadomości dodają mi skrzydeł! Zwłaszcza teraz, gdy naprawdę brakuje mi czasu. Wraz z początkiem września wróciłam do pracy, a mój synek rozpoczął swoją przygodę ze żłobkiem. Obydwoje jeszcze przechodzimy adaptację i wszyscy przyzwyczajamy się do nowej organizacji życia. Dziś autorem wpisu jest ktoś taki jak Ty, Drogi Czytelniku. Nieznana mi wcześniej Małgosia zgodziła się opowiedzieć Wam o własnych doświadczeniach związanych z wychowywaniem dwujęzycznego dziecka w Polsce. To wspaniałe, że znalazła czas i chęci, aby poczytać mojego bloga, skomentować i odpowiedzieć mi na wiadomość tak obszernie i pięknie. W tym miejscu jeszcze raz wielkie dzięki!
Ostatnio pochwaliłam się, że mój niespełna półtoraroczny synek powiedział swoje pierwsze angielskie słówko: „OK.!”. To fakt, dalej je powtarza. Mówi też inne „wyrazy”, ale póki co nie są to ani polskie, ani angielskie słowa. Mówi jakoś po swojemu … . Za to synek Małgosi, ponad rok starszy od mojego mówi już całkiem sporo w języku angielskim. Zatem można? Można! To naprawdę działa!!!
Dwujęzyczność w Polsce to jeszcze nowość, podczas gdy u naszych zachodnich sąsiadów, w Niemczech to całkiem powszechne zjawisko. Dzieje się tak dlatego, że nie jesteśmy krajem tak licznie odwiedzanym przez obcokrajowców, jak Niemcy. Na wyspach Brytyjskich to my, Polacy wychowujemy nasze dzieci dwujęzycznie, w domu używając języka polskiego, a poza nim angielskiego. Małgosia, moja czytelniczka, tak jak ja, zauważyła sceptycyzm Polaków co do tematu wychowania dwujęzycznego w polskim, jednojęzycznym małżeństwie. Sceptycyzm bierze się po części z tego, że nie jest to łatwe zadanie, kiedy żaden rodzić nie jest nativem. Nie tylko nieprzychylne nastawienie otoczenia jest barierą, osobiście, uważam, że bariery mamy w sobie. Sama także je mam, bo mimo niezliczonych godzin nauki języka angielskiego, wciąż czasem po prostu wstydzę się go używać przy innych. Wiem, że dogadam się w każdym temacie, ale jednocześnie boję się fali krytyki, a niestety, my – Polacy, mamy duże skłonności do krytykowania. Niepewnym swoich językowych umiejętności poświęciłam ostatnio jeden wpis, zachęcam do lektury.
„Nie jest żadną tajemnicą że najważniejsze dla rozwoju inteligencji małego szkraba są te pierwsze lata życia. Każdy z nas rodzi się z określoną liczbą neuronów których ilość z czasem zanika jeśli brakuje odpowiedniej stymulacji. Im więcej bodźców, tym większa zdolność łączenia się neuronów, a co za tym idzie większa szansa na ich przetrwanie. Mózg takiego nowo narodzonego malucha jest jak nowiutki twardy dysk wprost ze sklepu komputerowego. Zapisuje wszystkie informacje jakich dostarcza mu środowisko, gdyż jest mu to niezbędne do przetrwania. Z czasem wykorzystuje tylko te które są mu niezbędne do rozwoju i codziennego funkcjonowania.” Pisze Małgosia, uzupełniając moje argumenty przemawiające za wczesną nauką języka obcego, które przedstawiłam we wpisie pt.”Kiedy rozpocząć naukę języka obcego”.
Pewnie czasem myślicie, że nie dacie rady z tym angielskim. Trudno się dziwić… każdy dzień z maluszkiem to niewiadoma. Nie do końca możemy go zaplanować. Bywają takie dni, że z trudem udaje nam się zadbać o podstawowe potrzeby nasze i dziecka, takie jak jedzenie, spanie i przebywanie w czystym domu. Czasem te rutynowe sprawy, na tyle nas zajmują, że nie mamy nawet siły myśleć o edukacji i atrakcyjnym odkrywaniu świata przez nasze dziecko. Może wydaje Wam się, że dwujęzyczne wychowanie to zadanie tylko dla lingwistycznych geniuszy, poukładanych i niezwykle sumiennych rodziców. Na szczęście tak nie jest. Każdy z Was może spróbować. Małgosia przyznaje, że nie uczyła języka obcego swojego synka od kołyski. „ W zasadzie zadecydował przypadek. Kiedy zostawałam z synkiem sama i potrzebowałam na spokojnie wyskoczyć do łazienki, sadzałam go w bujaku i włączałam „Baby Einstein” na YouTube. Kupowałam sobie w ten sposób 10 min. spokoju. Przełomowy moment przyszedł kiedy synek miał około 16 miesięcy. Dość późno zaczął mówić i nawet dzisiaj (w wieku 2,5 lat) nie potrafi jeszcze formułować długich wypowiedzi, choć śpiewa wyuczoną, dłuższą piosenkę. Bawiliśmy się plastikowym sorterem na kształty i nagle, podając mi okrągły klocek powiedział „circle”, podobnie było z kolejnymi kształtami trójkątem, kwadratem i gwiazdą. Pięknie wymawiał ich nazwy po angielsku. Postanowiłam spróbować wprowadzić język angielski w nasze zwykłe- codzienne życie. Mówiłam do niego po polsku, po czym powtarzałam to samo zdanie po angielsku. Zaczęłam wplatać język angielski w czynności, które i tak zawsze wykonywaliśmy. Jeśli już puszczałam mu bajkę pilnowałam, aby była w wersji angielskiej, najlepiej dodatkowo z napisami. W tym miejscu polecam kanał Chu Chu Tv .Zasób jego słów z każdym miesiącem się powiększał, chociaż zdania zaczął budować dość późno. Przez długi okres preferował mówienie wyłącznie po angielsku. Zapewne wynika to z tego, iż nasz język ze wszystkimi tymi głoskami twardymi i miękkimi (typu cz, sz ,dź ,ż itd.) nie należy do najłatwiejszego w wymowie. Za to angielski jest zdecydowanie bardziej miękki i „płynny”. Po jakimś czasie zaczął też mówić po polsku, chociaż póki co do formułowania 4-5 wyrazowych zdań używa chętniej angielskiego. Nie martwię się tym, bo wiem, że to naturalny proces.”
Historia Małgosi i jej synka wydaje się być bardzo przyjemna. Zapewne ich dwujęzyczne zabawy i rytuały takie były, ale jak sama przyznaje, często spotykała się z krytyką ze strony otoczenia. Z perspektywy czasu śmieje się z pewnych komentarzy, typu: „Robisz synkowi krzywdę w ten sposób!”, „Po co mu język obcy skoro mieszkacie w Polsce?”, „Okradasz go z dzieciństwa!”, „Mieszasz dziecku niepotrzebnie w głowie”. Jedyną radą na to jest znajomość faktów dotyczących dwujęzyczności i jej pozytywnego wpływu na rozwój mózgu. O tym na pewno jeszcze przeczytacie. Śledźcie mojego bloga, a argumentami będziecie sypać jak z rękawa. Małgosia, przekonana o słuszności swoich działań, uśmiechała się z politowaniem słysząc te „rady” i dalej robiła swoje. Jak sama napisała:
„W żaden sposób nie wyrządzamy naszym dzieciom krzywdy ucząc je języka obcego, zwyczajnie wykorzystujemy naturalną, wzmożoną w tym wczesnym okresie zdolność ich mózgu do przyswajania informacji.”
Idąc za ciosem uczyła swojego synka czytania i pisania i w rezultacie mały znał alfabet jeszcze przed swoimi drugimi urodzinami. Wszystko w formie zabawy i dobierania odpowiednich pomocy do tej wesołej nauki: „Nie mówię też tu o jakimś wielogodzinnym czasie nauki bo w przypadku tak małego dziecka jest to niewykonalne. Takie brzdące mają zdolność skupiania uwagi na poziomie złotej rybki. A poza tym nie da się zmusić rocznego, czy dwuletniego dziecka do wykonywania czynności na którą zwyczajnie nie ma ochoty. Tak więc nauka na siłę też nie wchodzi w grę. Dziecko w tym wieku można uczyć tylko i wyłącznie poprzez krótkie zabawy. Ogólnie przyjmuje się że telewizja, czy komputer to samo zło i najlepiej aby dzieci do któregoś tam roku życia w ogóle nie korzystały z takich dobrodziejstw cywilizacji. Ale według mnie wszystko jest dla ludzi, nawet tych najmniejszych, o ile jest odpowiednio dawkowane.”
W rezultacie działań mojej Czytelniczki, jej synek w wieku 2,5 lat potrafi czytać po angielsku proste książeczki dla dzieci. Trudniej przychodzi Mu czytanie po polsku. Poziom znajomości języka polskiego dorówna znajomości obcego, bo wychowuje się w polskojęzycznym otoczeniu i stanie się to błyskawicznie.
Na koniec kilka praktycznych wskazówek od Małgosi, czyli to, co sprawdziło się właśnie w jej domu:
- Polecane bajki :”Baby Einstein”, „Chu Chu Tv”, „Dream English Kids”.
- Zabawki: małe plastikowe literki na magnesach ,drewniane puzzle pociąg abecadło oraz liczby i kształty (co jakiś czas pojawiają się w sieci sklepów Lidl), puzzle piankowe abecadło
- Pomoce dydaktyczne: kolorowe karty do nauki języka angielskiego (takie jak na fotografiach przesłanych przez Małgosię).
Fotografie z prywatnego archiwum Małgorzaty
Ze swojej strony dodam, że takie karty, czy zabawki, o których mowa powyżej, można znaleźć w sklepach internetowych, może nawet uda Wam się je kupić za bezcen po sąsiedzku za pośrednictwem portali takich jak OLX.
Z niecierpliwością czekam na wiadomości opisujące Wasze doświadczenia!
Paulina z nieocenioną pomocą
Małgosi 🙂
Zachęcam Cię do zapisania się do mojego newslettera (każdy subskrybent dostaje darmowego ebooka na temat bajek do nauki angielskiego) oraz do dołączenia do grupy Uczę swoje dziecko angielskiego. Zapraszam do polubienia fanpage Bilikid na Facebooku, obserwowania nas na Instagramie i subskrybowania naszego vloga na YouTube oraz uśmiechania się z nami na TikToku. Jeśli spodobał Ci się ten wpis i uważasz, że warto go przeczytać, będę bardzo wdzięczna jeżeli wyrazisz to w komentarzu, dasz like lub udostępnisz.
Wszystkie treści na blogu i w social mediach są darmowe. To rezultat mojej ciężkiej pracy, wynikającej wielkiej pasji. Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz odwiedzić mój sklep i zdecydujesz się na zakup oferowanych produktów. Dzięki temu zarówno blog, jak i ja możemy się rozwijać!
Jeżeli treści, które publikuję i moje pomysły są dla Ciebie inspiracją do stworzenia czegoś innego i opublikowania w Twoim miejscu w sieci, nie zapomnij podać linka do mojej strony jako źródła Twojej inspiracji. Twórco internetowy – pamiętaj, że kopiowanie treści bez podania źródła jest przestępstwem.