Edukacja językowo- kulturowa i Światowe Dni Młodzieży

Tak niedawno skończyły się Światowe Dni Młodzieży. Dla nas był to niesamowity czas, maksymalnie przepełniony pozytywną energią. Nie zdecydowaliśmy się na wyjazd do Krakowa, ale zaangażowaliśmy się w organizację tej „imprezy” w Poznaniu. Ba, nawet nasze dziecko chciało uciec z pewnym sympatycznym Hiszpanem do jego ciepłego kraju. Zanim jednak o tym, cofnę się jeszcze do tygodni poprzedzających ŚDM w Poznaniu.

Start u sąsiada

Zaczęło się od wyjazdu do naszych przyjaciół do Rostocku. Po drodze na niemieckie wybrzeże, zatrzymaliśmy się na weekend u bardzo ciekawej pary w Berlinie. Tam kolejny raz poczuliśmy energię tego multikulturowego miasta. Berlin przemierzaliśmy na piechotę i nasz 14 -miesięczny synek był z nami na wszystkich spacerach.  W wózku, w nosidle, a czasem na własnych nóżkach towarzyszył nam po prostu wszędzie. W niedzielę poszliśmy na indonezyjską mszę, co było bardzo ciekawym doświadczeniem, a po niej na obiad do restauracji orientalnej. Po obiedzie do parku na karaoke, które przyciągało multikulturowe tłumy. Niezła mieszanka jak na jedno popołudnie. Z Berlina ruszyliśmy do Rostocku, gdzie całe dnie spędzaliśmy na plaży. Pogoda była idealna dla niemowlaka – ani gorąco, ani zimno, przyjemnie i niemęcząco- najlepiej do zabawy w piachu.  Podczas pobytu nad morzem, nasz synek po prostu zaczepiał ludzi machając przechodniom, czy przesyłając buziaki. Tym zachowaniem prowokował interakcje z obcokrajowcami, zatem zadbał o rozwój naszych zdolności komunikacji w językach obcych.

Węgierskie powitanie i amerykańskie ŚDM

Po powrocie do domu, zaraz po wyjściu z samochodu powitała nas rodzina z Węgier, z którą porozumiewamy się w języku angielskim i trochę po niemiecku. Po całym dniu spędzonym na świeżym powietrzu wraz z zagraniczną rodzinką oczekiwaliśmy przyjazdu pielgrzymów na Światowe Dni Młodzieży. Do weekendu pielgrzymów w diecezjach przygotowywaliśmy się już od dawna. I doczekaliśmy się wizyty wspaniałych gości z USA. Mięliśmy okazję poznać ciekawych ludzi oraz nagadać się z rodzimymi użytkownikami języka angielskiego. Przeszliśmy także szybką lekcję amerykańskiego slangu, co bardzo nas rozbawiło. Amerykanie byli także zainteresowani nauką języka polskiego, ale jak sami przyznali, polska wymowa przerosła ich najśmielsze oczekiwania. Z uczestnikami ŚDM spotykaliśmy się nie tylko u nas w domu, ale też na miejskiej strefie pielgrzyma. Tam mięliśmy okazję zobaczyć i usłyszeć te wszystkie grupy z wielu krajów, które w drodze do Krakowa zatrzymały się w Poznaniu. Nasz mały Karol brał w tym wszystkim bardzo czynny udział, przyodział nawet kamizelkę z napisem „volunteer”.

Mix i wielość bodźców

Niemcy, Tajlandczycy, międzynarodowi turyści, rodzina z Węgier, Amerykanie, Hiszpanie. To tylko kilka nacji, z którymi wraz z synkiem mieliśmy styczność w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Zdaję sobie sprawę z opinii niektórych. Słyszałam już, że to szaleństwo pozwalać dziecku na kontakt z tyloma osobami i na przebywanie w tłumie, czy głośnym towarzystwie. Doskonale wiem, że dziecku należy ograniczać bodźce z zewnątrz właśnie po to, żeby go nie „przebodźcować”. I my naprawdę staramy się to robić. Po prostu wybieramy bodźce i wydarzenia, które mają najkorzystniejszy wpływ na rozwój człowieka. Poznawanie różnorodności świata to coś, do czego przyzwyczajamy naszego synka od urodzenia. Nie dziwi go już widok człowieka o innym kolorze skóry niż jego rodzina, czy mówiącego jakoś inaczej.  Wierzymy także, że przebywając w multikulturowym środowisku unikniemy strachu przed odmiennością kulturową. Póki, co działa. Podczas ŚDM, Karol upatrzył sobie pewnego Hiszpana, którego nie chciał opuścić, z płaczem wracając w nasze ramiona.  Korzystamy z okazji i łączymy język ojczysty i angielski. Wczesny kontakt z odmiennymi kulturami, (czyli nauka języka obcego) pozwala na wychowanie otwartego na różnorodność kulturową człowieka. Nie pozbawiamy synka możliwości spotkania ludzi reprezentujących różne kultury, wręcz szukamy takich sposobności. Natomiast wspomnianego już „przebodźcowania” staramy się unikać w codziennym życiu. Ograniczamy maluchowi dostęp do telewizji, komputera, tabletu czy telefonu, a także dostęp do jaskrawych, grających i świecących plastikowych zabawek. Dbamy też o muzykę, której, na co dzień słuchamy. Skoro zabieramy synka na koncerty muzyki gospel, czy inne muzyczne wydarzenia, to w tzw. zwykły dzień staramy się słuchać z nim czegoś spokojniejszego- muzyki klasycznej lub poezji śpiewanej. Tym sposobem magazynujemy energię i uwagę małego na wydarzenia, w jakich mieliśmy okazję brać udział ostatnio. Także po jakimś niecodziennym i głośnym wypadzie stosujemy zasadę minimum jednodniowego wyciszenia. Polega to na tym, że dzień po imprezie spędzamy sami, w domu, w ogródeczku czy na spacerze w znanym miejscu. Póki co strategia ta się sprawdza. Ostatni czas dodał nam skrzydeł i zmotywował do dalszej pracy. Wysłuchaliśmy wielu kompletów na temat naszego dziecka. Każdy był dla nas nagrodą za dotychczasowy trud włożony w jego wychowanie. Zwłaszcza słowa uznania od śiadomych rodziców interesujących się wychowaniem dziecka,  były motywujące. Faktycznie, nasz Karolek jest bezproblemowy i świetnie funkcjonuje w dużych skupiskach ludzkich. To kwestia jego cech wrodzonych, ale nie mam także wątpliwości, że to owoc naszej wytrwałej i konsekwentnej pracy oraz regularnych kontaktów z licznymi ciociami i wujkami i obcymi ludźmi także.

To sum up…

Podsumowując mój dzisiejszy wywód chciałam przekazać, żebyście nie bali się niecodziennych wydarzeń. Wszak dziecko do szczęścia potrzebuje przede wszystkim bliskości rodziców, zatem można wybrać się razem prawie w każde miejsce. Chciałabym także podpowiedzieć żebyście patrzyli trochę szerzej na temat  tzw. zabawek edukacyjnych i korzystali z okazji i wydarzeń, które mogą być edukacyjne, a nie koniecznie dedykowane dzieciom.  Poprzez ostatnie doświadczenia jestem w stanie obszernie rozwinąć wątek, który poruszyłam w poprzednim wpisie dotyczącym argumentów przemawiających za wczesną nauką języka obcego. Kiedy rozpocząć naukę języka obcego? „We wczesnym kontakcie z językiem obcym widzi się szansę wychowania dziecka otwartego i tolerancyjnego człowieka względem ludzi reprezentujących inne kultury.”  Tego typu przygody sprzyjają pobudzaniu dziecięcej ciekawości świata, pokazują, że otoczenie dziecka poszerza się wraz z jego dorastaniem. Dziecko osłuchuje się z językiem obcym, a osłuchiwanie właśnie to najważniejsza metoda pracy z malutkimi dziećmi. Dzięki niecodziennym spotkaniom z  językiem obcym dziecko jest ciekawe i pozytywnie nastawione od jego nauki. Niewątpliwie sprzyja to wychowaniu dwujęzycznemu. I nie ważne czy to angielski, hiszpański, czy niemiecki. Ważne, żeby łapać okazje i zawierać  międzynarodowe znajomości. Kto wie, czym one mogą zaowocować w przyszłości? A na pewno będzie do czego wrócić we wspomnieniach z dzieckiem. A Hiszpan, którego tak polubił nasz synek to chyba zwiastun jego upodobań językowych. A ja myślałam, że zaraz po angielskim zaczniemy naukę niemieckiego…

Co Wy o tym sądzicie? Czy zabieracie dzieciaki w nietypowe dla nich miejsca (przyprawiając niektórych obserwatorów i komentatorów o gęsią skórkę)?

Pozdrawiam

Paulina

Zapraszam do polubienia fanpage Bilikid na Facebooku, obserwowania nas na Instagramie i subskrybowania naszego vloga na YouTube oraz uśmiechania sie z nami na TikToku. Jeśli spodobał Ci się ten wpis i uważasz, że warto go przeczytać, będę bardzo wdzięczna jeżeli wyrazisz to w komentarzu, dasz like lub udostępnisz. 

Wszystkie treści na blogu i w social mediach są darmowe. To rezultat mojej ciężkiej pracy, wynikającej wielkiej pasji. Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz odwiedzić mój sklep i zdecydujesz się na zakup oferowanych produktów. Dzięki temu zarówno blog, jak i ja możemy się rozwijać! 

Jeżeli treści, które publikuję i moje pomysły są dla Ciebie inspiracją do stworzenia czegoś innego i opublikowania w Twoim miejscu w sieci, nie zapomnij podać linka do mojej strony jako źródła Twojej inspiracji. Twórco internetowy – pamiętaj, że kopiowanie treści bez podania źródła jest przestępstwem. 

Udostępnij post